wtorek, 6 maja 2014

Duch w narodzie nie upada

Myliłby się ten, który myślałby że byle wyjazd do USA powstrzyma nas od kultywowania naszej pasjii - gier planszowych. Na drogę wzieliśmy Quarto i Neuroshimę Hex, jako że zajmowały najmniej miejsca.

Nasze wyjazdowe partie zaczęliśmy już po odwiedzinach w Dolinie Śmierci od Quarto. Zagraliśmy trzy partie, gdzie najpierw Magda ograła Maję 2-0, a potem Maja ograła mnie 1-0:

Kolejna okazja nadarzyła się w Las Vegas, między południowym spacerem w 40 stopniach a wieczorną wyprawą na oglądanie neonów. Zagraliśmy w Neuroshimę, w 3 osoby, każdy na każdego. Maja, jak na debiutantkę, spisała się świetnie, zdobywając ex ewuo ze mną pierwsze miejsce. Magdzie poszło ciut gorzej.

A sama gra w Neuroshimę w Las Vegas wyglądala tak:
Kolejną rozgrywkę mieliśmy wczoraj, ponownie w Neuroshimę. Tym razem Magda grała nową nacją (Steel Police) i super ją wykorzystała. Co prawda, sama rozgrywka była szalenie wyrównana (ostatecznie Magda wygrała 1 punktem) to jej zwycięstwo nie było zagrżone. Niestety, ja zająłem 3 miejsce.

Gra w Neuroshimę w Page, po opuszczeniu Wielkiego Kanionu:

Na koniec wczorajszego dnia zagraliśmy w "Trivial Pursuit" - grę w odpowiedzi na różnorodne pytania. Jako że wydanie było po angielsku z 1981mieliśmy małe szanse na skończenie w normalnym czasie, więc znacznie ją przyśpieszyliśmy - zamiast 6 odpowiedzi w określonych punktach planszy, ograniczyliśmy to do jednego. Dzięki temu "strzałem w dziesiątkę" wygrała Magda, odpowiadając, dosyć przypadkowo, w sprawie poprawki do konstytucji USA:

Przeminelo z wiatrem


Po eleganckim noclegu z pysznym sniadaniem w Dumpling bed&breakfast wyruszylismy na ostatnie spotkanie z Wielkim Kanionem. Niestety, pogoda przestala dopisywac i zaczelo wiac i to tak konkretnie, ze po raz pierwszy od przyjazdu wyciagnelismy z plecakow kurtki.

Tym razem skupilismy sie na wschodniej czesci kanionu. Najpierw turystycznym autobusikiem podjechalismy do Yaki point. Widoki, pomimo wiatru, nie zawiodly.
Nastepny byl Yavapai point, z malym muzeum geologicznym (gdzie Michal podbil sobie pieczatke do National Park Passport'u, ktore zamierza kolekcjonowac).
Kolejny widoczek tamze, z widocznym Platou Point, ktory tak bohatersko wczoraj zdobylismy, ze az do dzis nogi bola.
Zanim opuscimy Wielki Kanion warto wspomniec dwa slowa o tutejszej faunie. Pierwszego dnia zaraz po wjezdzie na teren parku utknelismy w korku spowodowanym przez mulaki (cos a'la jelenie) spacerujace po jezdni. Drugiego dnia, gdy bladym switem jechalismy do kanionu, o maly wlos nie rozjechalismy zajaca. Bylo tez sporo jaszczurek, bajecznie kolorowe motyle, ogramne trzmiele i drapiezne wiewiroki, z ktorymi Michal wyjatkowo szybko znalazl wspolnu jezyk:

Przy porywistym wietrze przyszedl czas na pozegnanie sie z Grand Canyonem. Ostatnim punktem w parku narodowym byl Desert View, z charakterystyczna wieza:
Co ciekawe, Grand Canyon to nie ostatni kanion na naszej trasie. Po drodze do Page, AZ, zatrzymalismy sie w "kanionie Malego Kolorado". Moze i maly, ale jakos nasz przelom Dunajca w Pieninach nadal wyglada przy nim jak dolek wykopany plazowa lopatka. Tylko rzeka im wyschla...







Yaba daba doo

Przerywamy na chwile relacje z Wielkiego Kanionu i przenosimy sie do Bedrock - miasteczka Flinstonow. 
Kolejna wersja amerykanskiego campera:

Prehistoryczne toalety:
Amerykanskie skrzynki na listy:
I Maja zaatakowana przez dinozaura:
Nie pytajcie prosze, ile mamy lat... 




W dniu imienin

Dziś imieniny Filipa.

Zatrzymajcie się dziś proszę na chwilę, by popatrzeć w niebo i wspomnieć naszego synia.


Rozmawiałam kiedyś ze znajomym, który startuje w ultramaratonach, czyli biegach grubo ponad klasyczne 42 km. Spytałam go, czy w tak długim biegu liczy się jakaś specjalna taktyka, albo strategiczne rozłożenie sił. Znajomy odpowiedział mi, że strategicznie to można biec na krótkich dystansach, na kilka,  czy kilkanaście kilometrów. A przy tych najdłuższych biegach liczy się właściwie tylko to, by przyzwyczaić się do bólu i po prostu biec dalej.
I to właśnie razem z Michałem staramy się uskuteczniać każego dnia.