sobota, 17 maja 2014

Najwieksze drzewa na swiecie.

Dzisiejszy dzien byl bardzo intensywny, jezeli chodzi o zwiedzanie - na szczescie jazdy bylo stosunkowo malo. Bylismy w parku narodowym Redwoods -gdzie mozna zobaczyc najwieksze drzewa na swiecie - kalifornijskie sekwoje. Co do tego, ktore jest akurat najwieksze, sa sprzeczne inmformacje, bo a nuz znajdzie sie nowe, wyzsze, albo ulamie sie czubek, itp.

My mamy jednak pewnosc, ze widzielismy dzisiaj najwyzsze dzrzewo na ziemi - tylko nie wiemy, ktore to bylo. Chyba wystarczy gadania i pora rozpoczac uczte dla wyobrazni, czyli zdjecia:

Na rozgrzewke duze drzewo:

A teraz Magda i Maja na tle pnia - to nie fotomontaz!:
Tutaj widzimy "prawdopodobnie" najwyzsze drzewo na swiecie - na tyle wysokie, ze sie w kadrze nie miesci:

Co do rozmiarow, to na wysokosc sekwoje maja nawet do 100-110 metrow. Ponad trzy bloki 10 pietrowe! Ale na poczatku 20 wieku byly one zagrozone prawie calkowitym wycieciem - poprzez rabunkowa gospodarke lesna. Tylko dzieki inicjatywie prywatnych osob, wykupujacych te tereny aby ich nie wyciac, duze obszary dotrwaly do powstania parku narodowego.

Po sekwojach pojechalismy nad ocean, na plaze gdzie mielismy fajny piknik. A widoki ponownie powalaly:

Ps. Co do zagadki - nocowalismy dwa razy w Crescent City, u bardzo milych panstwa, ktorzy maja kurczaki, papuzki, psa, kota, kozy i kroliki.... Co wiecej sa aktywnie zaangazowani w dzialalnosc lokalnego kosciola katolickiego, ktorego pasterzem jest... Ojciec Adam, z "Polska". Gdy ojciec Adam sie dowiedzial, ze u jego parafian nocuja Polacy, zaprosil nas wszystkich na kolacje po wieczornej mszy. Oj, bylo smacznie! A jako pamiatka mamy z tego takie zdjecie (po lewej nasz gospodarz, po prawej ojciec Adam).

Dobijamy do brzegu

Hura! Dotarlismy do zachodniego wybrzeza! :)
Ale zanim to nastapilo, nie obylo sie bez atrakcji po drodze....

Na poczatek zajechalismy do rezerwatu Lassen Volcanic, gdzie jakis czas temu wybuchaly wulkany a goraca lawa spowila okolice. Znajdujace sie tu gorace zrodla oraz wydobywajace sie spod ziemi chmury gazu sa dowodem na to, ze wulkany na tym terenie wciaz sa aktywne. 

Ze wzgledu na zalegajacy snieg, droga glowna przebiegajaca przez park byla jeszcze zamknieta. Nie udalo nam sie wiec zwiedzic tej atrakcji dokladnie ani tez systemem "po amerykansku", czyli podziwiajac park z wnetrza samochodu.
Wybralismy wiec szlak, ktory pozwolil nam sie troche rozruszac po dlugiej jezdzie i zapoznac sie z klimatem tego miejsca. A jaki byl to klimat, zobaczcie sami. Magdy filmik dobrze oddaje charakter tego miejsca:


A poniewaz droga byla dluga, zrobilismy jeszcze jeden przystanek nad jeziorem  o wdziecznej nazwie Whiskytown. Po sprawdzeniu organoleptycznym stwierdzamy ze nazwa nie ma zwiazku z ciecza znajdujaca sie w tym zbiorniku ;)

Miejsce bylo malownicze, wiec zrobilismy sobie piknik tuz przy plazy. Pomoczylismy rowniez nogi do kolan (trzeba przeciez zaczac przyzwyczajac sie do tych kalifornijskich plaz, ktore na nas czekaja).

Jak widzimy, bardzo lubicie zagadki. Dlatego nie zdradze, w ktorym miejscu dobilismy do zachodniego brzegu. Zgadnijcie sami;)

P.S. Buty w poprzednim poscie byly Magdy.