wtorek, 20 maja 2014

90210

Uwazni czytelnicy z pewnoscia zauwaza, ze wlasciwie zatoczylismy kolo i nieuchronnie zblizamy sie do
konca naszej amerykanskiej odysejii. Dla odmiany dzis wlasciwie nic nie zwiedzalismy. Na plazach Kalifornii bylo jak zwykle, czyli pizdzilo, ale niezrazone zdecydowalysmy sie z Maja na zamoczenie nog w oceanie.

Mielismy tez unikalna okazje doswiadczenia wielkomiejskich korkow, kiedy to 6 pasow w kazda strone poruszalo sie w slimaczym tempie. Smiem twierdzic, ze nie widzialam jeszcze tyle samochodow na raz:
Jako ze byly to niezwykle wyczerpujace 3 tygodnie, i czujemy sie dosc zmeczeni nieustannym zwiedzaniem swiatowej klasy atrakcji turystcznych i jezdzeniem po idealnych drogach w wypasionym samochodzie, nasze wakacje postanowilismy zakonczyc w wielkim stylu. Coz innego dogodzi naszym zmanierowanym gustom, niz nocleg w willii w Beverly Hills.... Moze nocleg w domku goscinnym przy basenie w tejze dzielnicy?
Pomine, ze domek jest maciupki i sklada sie m.in. z przechodniej toalety, a na basen wychodzi sie z przedpokoju zawierajacego umywalke. Nasza sypialnia pelni jednoczesnie role salonu i pokoju wejsciowego, a pokojik z mini-lozkiem,  jaki dostala Maja jest jednoczesnie kuchnia. Ale czy my narzekamy? ;) Grunt, ze wlasiciciel chodzi w butach i koszulce ( a nie zawsze sie zdarzalo), a na dodatek mial na glowie mycke!

p.s. Jak widac na zalaczonym zdjeciu staramy sie zdrowo odzywiac i dokladamy staran, by bilans obywatela jaki wroci do kraju byl identyczny z tym, jaki wyjechal. Ergo - jemy salate.