piątek, 23 maja 2014

Pozegnanie z Los Angeles

Pozegnania nigdy nie sa latwe i jak wiadomo to, co dobre konczy sie zaskakujaco szybko.
Dlatego, jak to Magda napisala w poprzednim poscie, z wielka Ameryka staramy sie zegnac powoli...

Pomimo zaplanowanego lotu powrotnego oraz spakowanych juz walizek postanowilismy kontynuowac wakacyjna przygode delektujac sie kazda najmniejsza chwila (ale nie bojcie sie, do kraju wrocimy, bo za Wami wszystkimi tez juz troche tesknimy;)).

Na dobry poczatek bylo sniadanie w amerykanskim stylu. 
Nastepnie wypad na plaze i to nie byle jaka...

Na ostatni dzien zostawilismy sobie bowiem spacer po bardzo modnej plazy Santa Monica. Oprocz piaszczystej plazy i lagodnych fal, plaza ta slynie z przystanii, w ktorej stacjonowaly statki wyposazone w kasyna. A wszystko po to, aby mozna bylo sie dobrze zabawic nie wchodzac w konflikt z kalifornijskim prawem.

Na tej oto plazy konczy sie rowniez slynna droga 66, o ktorej juz wczesniej pisalismy. Droga zaczyna sie w Chicago i konczy wlasnie tutaj:

Spacer po plazy troche nas zmeczyl a poniewaz mielismy przed soba dluuuugi lot do domu, postanowilismy pozegnac sie z Los Angeles w bardzo klasyczny kalifornijski sposob. Posilek w In-n-Out Burger z widokim na ladujace samoloty byl naprawde dobym pomyslem (Magdalena - dzieki za rekomendacje:))

Udalo nam sie nawet przyuwazyc jednego ladujacego smoka, wiec zalaczamy filmik:

A ponizej ja i Michal z amerykanska porcja burgera i frytek:

To sie nazywa wykorzystac urlop na maxxxaaa! :)

1 komentarz:

  1. ja bym cały dzień na te samoloty mógłbym patrzeć....
    m

    OdpowiedzUsuń